Jeszcze ostatni rzut oka na ośnieżone szczyty Himalajów i opuszczamy Nepal. W drodze do Kalkuty towarzyszył mi najpiękniejszy zachód słońca, jaki w życiu widziałam. Może dlatego tak mnie zachwycił, bo był to pierwszy, jaki miałam okazję podziwiać z innej perspektywy. Po wylądowaniu, wypełniliśmy stosowne dokumenty i ustawiliśmy się w kolejkę. W pewnym momencie zauważyłam grupę młodych ludzi, która została odesłana na krzesełk stojące pod ścianą. Zastanawiałam się, z jakiego powodu ich tam usadzono. Po chwili moja ciekawość została zaspokojona i sama do nich dołączyłam. Po chwili zebrała się nas kilkunastoosobowa grupa. Wyglądaliśmy jak skazańcy. Do jednej Amerykanki podszedł celnik, aby podotykać jej torebkę w panterkę, bo myślał, że jest z prawdziwej skóry :) Bardzo mnie ta sytuacja rozbawiła. Pożartowaliśmy sobie trochę i zostawił na s spokoju. Po ok 30 minutach przyszła do nas para pracowników lotniska, zabrali nam karty pokladowe i poszli po nasze bagaże. Gdy wszystko już było skompletowane powędrowaliśmy całą grupą płytą lotniska do pomieszczeń odlotów. Tam jeszcze nas trochę pooprowadzano, aż trafiłam do właściwego wyjścia.