Geoblog.pl    Telimena    Podróże    Wyjazd w nieznane - Indie    New Delhi
Zwiń mapę
2011
13
mar

New Delhi

 
Indie
Indie, New Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6348 km
 
W Delhi wylądowaliśmy o świcie. Odebrałam swój bagaż i ruszyłam do wyjścia, gdzie miał czekać mój towarzysz podróży, gdyż leciał innym samolotem i miał wylądować wcześniej. Niestety nie czekał. Obeszłam dookoła halę przylotów i nigdzie go nie było. Po kilku sms znaleźliśmy się. Kiedy czekałam na niego, mogłam sobie poobserwować rikszarzy i różnego typu naganiaczy czekających jak hieny na wychodzących turystów, aby zaproponować im różnego rodzaju usługi. Po wyjściu z klimatyzowanego lotniska, pierwszą oznaką wyraźnie dającą do zrozumienia że jest się w Indiach, przed spotkaniem z "hienami", jest specyficzny smród smogu. Aż cofa z powrotem. Na szczęście kilka kroków dalej znajduje się wejście do metra, więc prawie na wdechu pomiędzy rikszarzami weszliśmy na stację. Przy wejściu trzeba przejść kontrolę bezpieczeństwa jak na lotnisku. Po przejechaniu kilku stacji nowoczesnym metrem dotarliśmy do dworca kolejowego. Ponieważ bilety mieliśmy już kupione wcześniej przez internet to nie zawracaliśmy sobie tym głowy. Natomiast chcieliśmy zostawić bagaże w przechowalni, żeby pochodzić sobie po mieście bez balastu. Okazało się, że przechowalnia będzie czynna dopiero za pół godziny. Po dziesięciu min. spędzonych w smrodzie, brudzie i wśród stada bezpańskich psów miałam dość oczekiwania i zbyt pochopnie stwierdziłam,że będę nosić plecak byle bśmy już wyszli z tego okropnego miejsca. Po wyjściu z dworca chcieliśmy się dostać na Paharganj - słynną dzielnicę becpakerską. Zanim się ogarnęliśmy jak mamy tam dotrzeć, to już zdąrzyliśmy się niechcący wmieszać w jakąś komunistyczną demonstrację. W końcu się udało. Oczywiście zanim postawiliśmy stopy w tej dzielnicy, to jakiś podejrzany typ chciał nam sprzedać wejściówkę. Coś podobnego! Aby wejść na Main Bazar, trzeba przejść na drugą stronę ulicy, co wbrew pozorom wcale nie jest takie łatwe w Indiach. Mimo, że wiele wcześniej czytałam na ten temat, to dopiero jak człowiek tego doświadcza na sobie, to w pełni rozumie co to znaczy. Uff! Jakoś udało się. Wygląda to mniej więcej tak: Pojazdy, wyglądające jak by brały udział w konkursie jazdy na byle czym, jadą we wszystkich możliwych kierunkach. Główną zasadą na ulicy jest brak zasad. Wszyscy trąbią na siebie (sygnalizując uwaga jadę) przez co panuje przeraźliwy hałas. Nie ma tam czegoś takiego jak przejście dla pieszych. Każdy przechodzi gdzie chce po prostu wchodząc w jadący tłum. Przeżycie w pełni ekstremalne. Main Bazar budzi się do życia. Otwierają się sklepiki. Wszędzie pełno kurzu. Główna ulica wygląda jakby miała się zawalić przy najmniejszym podmuchu wiatru. Nic dziwnego, że znajdują się tu najtańsze w mieście hotele. Osobiście nie zdecydowałabym się tu nocować. Oczywiście na każdym kroku tubylcy zaczepiają nas i proponują swoje usługi. Chyba trzeba będzie do tego przywyknąć. Mając dużo czasu do odjazdu udaliśmy się na spacer po Old Delhi. Największe wrażenie robią tam linie wysokiego napięcia i wychudzone krowy pasące się na górach śmieci. W połowie dnia dotarliśmy do Czerwonego Fortu. Szczerze powiedziawszy miałam już serdecznie dość dzwigania plecaka w tej zabójczej temperaturze i trochę żałowałam, że jednak nie zostawiliśmy ich w przechowalni. Po krótkim odpoczynku przy forcie, kontynuowaliśmy zwiedzanie Old Delhi rowerową rikszą. Jak dla mnie to było kolejne ekstremalne przeżycie. Nasz kierowca przeciskał się przez wąskie, pełne dziur uliczki mijając przechodniów i inne pojazdy. Miałam wrażenie że w każdej chwili ten pojazd może się przewrócić. Zgodnie z tutejszym zwyczajem zostaliśmy zawiezieni do 2 zaprzyjaźnionych sklepów, w których nic nie kupiliśmy. Jeżdżąc sobie po mieście mijaliśmy po drodze kolejną demonstrację - tym razem byli to Gurkowie. Po ok 2 godzinach nasz rikszarz dowiózł nas do Nowego Delhi i zarządał dodakowych pieniędzy twierdząc, że woził nas dłużej niż chcieliśmy. Standardowy trik w Indiach. Oczywiście dostał od nas tyle na ile umówiliśmy się na początku. Był bardzo niepocieszony, co nie zmiena faktu, że chciał nas naciągnąć. Idąc sobie ulicą, zaczepił nas znowu jakiś koleś i zaciągnął do agencji turystycznej. Na początku nie protestowałam, bo w środku było przyjemnie chłodno. Pan z agencji proponował nam różne wycieczki po Radżastanie. Pokazwał księgi z wpisami zadowolonych klientow, do jednej kobietki nawet zadzwonił i poprosił ją o rozmowę z nami. Ponieważ wiedzieliśmy, że ne skorzystamy z żadnej propozycji, to po pół godz. siedzenie i wysłuchiwanie ich stało się dla mnie męczące, tym bardziej, że mój żpłądek domagał się jakiejś strawy. Mój towarzysz obiecał, że przyjdziemy jutro i poszliśmy coś zjeść. Po drodze była budka z jedzeniem, więc zamówiliśmy ryż z czymś tam. Było nawet całkiem dobre, a gdyby jeszcze ktoś nie zamiatał chodnikabezpośrednio mi do talerza to byłoby wyśmienite. Posileni poszliśmy odpocząć do parku. O dziwo przy wejściu kontrola bezpieczeństwa. Powiedzenie "incredible India" z każdą minutą nabiera innego znaczenia :) Wypoczęci dotarliśmy do India Gate - pomniku wybudowanego w hołdzie poległym indyjskim żołnierzom, gdzie zatrzymaliśmy się na chwilę. Zaczął zapadać zmierzch i nadszedł czas kierować się w stronę dworca. Byłam wykończona taszczeniem dość ciężkiego plecaka, więc musieliśmy robić przystanek częściej niż w ciągu dnia. W końcu zrobiło się całkiem ciemno i czas nas naglił, więc wzięliśmy rikszę i pojechaliśmy na dworzec. Niepotrzebnie się spieszyliśmy ponieważ pociąg do Amritsaru miał 2h opóźnienia, co jak na indyjskie warunki było normą.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 14% świata (28 państw)
Zasoby: 175 wpisów175 42 komentarze42 861 zdjęć861 4 pliki multimedialne4
 
Moje podróżewięcej
13.08.2016 - 13.08.2016
 
 
16.07.2016 - 16.07.2016
 
 
02.07.2016 - 02.07.2016